wtorek, 25 listopada 2014

Wszechświat Baśni cz.1

Córka Księżyca otworzyła złote oczy.
Otulona w płaszcz gęstych chmur, podniosła się z posłania wyłożonego zeschłymi liśćmi i rozejrzała się wokół. Otaczały ją ogromne drzewa, straszące nagimi gałęziami, a ich pnie znikały w ciemnościach nocy. Dziewczyna przetarła powieki i opuściła miejsce noclegu, obierając przypadkowy kierunek.
Była ubrana jedynie w długą, zwiewną sukienkę,  która nie zapewniała jej ciepła. Białe włosy opadały na jej ramiona niczym miękki szal. Wspierając się na grubym kiju, szła powoli, zagłębiając się w ciemności.  Gdzieś w oddali odezwała się sowa, coś zaszeleściło w krzakach. Dziewczyna bacznie obserwowała okolicę szeroko otwartymi oczami. Nocą jej blada skóra nie rzucała się w oczy, jak za dnia. Mimo, iż nie mogła liczyć na pomoc matki, do tej pory radziła sobie, kryjąc się w lasach, od czasu do czasu prosząc o nocleg w małej wiosce. U obcych ludzi mieszkała najdalej kilka dni, nie więcej - nie chciała swoją osobą sprowadzać nieszczęść. Jej tożsamość gwarantowała jej rychłą śmierć w większych miastach.
Wzdrygnęła się,  gdy jakieś stworzenie przemknęło obok jej stóp. Las nocą był nieprzewidywalny. Nie wiedziała, co może czyhać za pobliskimi drzewami. Czujnie przeczesywała wzrokiem pobliskie zarośla, wypatrując zagrożenia w postaci dzikiego zwierzęcia bądź kłusownika, który nocą zapuścił się w te tereny. Wiedziała, że myśliwy może łatwo pomylić ją z leśnym zwierzęciem. Nagle trzask łamanej gałęzi wzmógł jej czujność.  Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu...
- Co robisz tu o tej porze?
Niska osóbka mierzyła ją przenikliwym wzrokiem jadowicie zielonych oczu. Odziana była w za dużą kamizelkę, która jednak nie ukrywała jej tuszy. Pulchniutka dziewczynka mogła mieć może jedenaście lat. Córka Księżyca zdziwiła się,  widząc krótki sztylet przytroczony do jej pasa.
- Pójdziesz ze mną! - rozkazała piskliwym głosem, brutalnie ciągnąc ją za ramię. Białowłosa poszła za nią potulnie, szczęśliwa,  że mała rozbójniczka nie widzi przerażenia malującego się na jej twarzy. Z  oczywistych powodów postanowiła nie protestować.
Szły przez kilka godzin w zupełnej ciszy, gdy nagle ich oczom ukazało się prymitywne palenisko i ustawione wokół niego szałasy. Dziewczynka zaciągnęła złotooką do ognia i posadziła ją na drewnianej belce.
- Kirkoń! - zawołała. Z jednego z szałasów wybiegło sporych rozmiarów zwierzę,  i dysząc ciężko legło u stóp rudzielca. Dziewczynka wyszczerzyła w uśmiechu krzywe zęby i wskazała głową na swojego jeńca. - Pilnuj, by nie zrobiła nic głupiego.  Przyjdziemy po nią rano.
Córka Księżyca wzdrygnęła się.  Spotkani po drodze ludzie byli dla niej życzliwi,  póki nie wzeszło słońce. Za dnia różnice między dziewczyną a nimi stawały się bardzo wyraźne.  Widzieli w niej demona, zabójcę ze świata umarłych. Zapewne rozbójnicy zabiją ją, gdy poznają jej tożsamość.
Mimo kilkugodzinnego snu dziewczyna poczuła zmęczenie. Spojrzała z niepokojem na stwora, który obserwował ją bacznie z pewnej odległości.  Wyglądał jak krzyżówka mopsa z niedźwiedziem - jego ciemne, krótkie futro poprzetykane było siecią drobnych skaleczeń i większych ran, wyzierających z pomiędzy skołtunionej sierści.
- Spokojnie, piesku - wyszeptała drżącym głosem. Powoli, by nie dawać zwierzęciu pretekstów do wszczęcia alarmu, ułożyła się na plecach. Ścięte drzewo nie było najwygodniejszym posłaniem, ale zdarzało jej się spać w gorszych miejscach. Odkąd dowiedziała się,  kim jest, wędrowała po świecie. Na dobre porzuciła rodzinny dom i nieziemsko piękną, acz okrutną matkę.  Szukała ojca.
Niebo zasnuło się chmurami, jednak dziewczyna wiedziała,  że na nic zdadzą się poszukiwania księżyca. Wyciągnęła rękę przed siebie, a mały obłoczek spłynął ze sklepienia niebieskiego i otulił ją niczym kołdra. Natychmiast zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz